Alicja weszła do mieszkania, rozejrzała się ostrożnie, przez chwilę nasłuchiwała. Odetchnęła z ulgą. Cisza i spokój. Tego właśnie potrzebowała. Odrobiny ciszy i spokoju, papierosa, oraz kawy wypitej w cudownej samotności. Bez Nielekarza twierdzącego, że jest wszystkim najgorszym, co spotkało go w życiu. Bez Lisa uważającego, że jest niczym więcej, jak zmarnowanym potencjałem. Bez Sky oczekującej wiecznie…
– O kurwa… – syknęła cicho wchodząc do kuchni i widząc siedzącą przy stole Sky.
– O kurwa! – krzyknęła wystraszona Sky natychmiast zgniatając w kulkę trzymaną przed sobą kartkę i próbując ją ukryć w swojej dłoni.
Przez chwilę obie kobiety przyglądały się sobie uważnie zastanawiając, co powinny powiedzieć w zaistniałej, jakże niezręcznej dla nich obu sytuacji. Czy powinny odnieść się do tego, co się właśnie stało? Alicja już miała otworzyć usta, gdy Sky spytała:
– Już po pracy?
– Tak – odpowiedziała wiedźma.
Czyli nie będą o tym rozmawiać. Świetnie. Dla niej tym lepiej.
– A spokojnie – powiedziała piromanka wyprzedając pytanie wiedźmy o miniony poranek.
Zapadła cisza. Znów ta wyjątkowo nieprzyjemna, krępująca cisza.
– Jaka jest pogoda na zewnątrz? – spytała nagle Sky.
– Jest zimno i wieje mocny wiatr. Nieprzyjemnie.
– A pada?
– Nie.
– Super! To idę na spacer! – mówiąc to, piromanka zerwała się na równe nogi, doskoczyła do kosza, wyrzuciła kartkę, po czym pomaszerowała w kierunku korytarza.
Nim wiedźma zrozumiała, co się właśnie stało, drugiej kobiety nie było już w mieszkaniu.
– Po co ci bariery, jeśli ich nie sprawdzasz? – spytał ją materializujący się na blacie szafki Lis.
– Po co udajesz, że jesteś z dymu, jeśli pojawiasz się nawet wtedy, gdy nic nie płonie? – spytała Alicja kręcąc głową z irytacją.
To była słaba riposta, ale nic więcej nie przyszło jej w tym momencie do głowy. Jej myśli były zaprzątnięte innymi sprawami. W zamyśleniu spoglądała w kierunku kosza zastanawiając się, co powinna, albo raczej, czego na pewno nie powinna zrobić. Lis przyglądał jej się przez chwilę z uwagą, po czym zwyczajnie stwierdził:
– Sprawdź to.
– Słucham? – spytała zaskoczona jego słowami.
– Powiedziałem, żebyś to sprawdziła.
– Ale co?
Zamachał nerwowo kitą.
– Nie rób z siebie większej idiotki niż w rzeczywistości jesteś. Mówię o kartce wyrzuconej przez tamtą. Sprawdź ją, jeśli jesteś jej aż tak ciekawa.
– Ja nie… – Chciała zaprzeczyć, ale tak naprawdę mijało się to z celem. Lis i tak wiedział. Zamiast tego powiedziała więc – To jest jej sprawa.
– Ale twój kosz. Gdyby naprawdę nie chciała, żebyś wiedziała, to zabrałaby to ze sobą.
Jeśli tak na to spojrzeć, to Lis miał sporo racji, pomyślała wiedźma mówiąc:
– Nie upadłam jeszcze tak nisko, żeby grzebać w koszu.
– Zabawne, że nie to mówiłaś szukając w nim wczoraj kartki z adresem klienta.
Alicja spojrzała na swojego towarzysza pustym wzrokiem. Dalsza dyskusja na ten temat mijała się z celem. Już wygrał tę ich małą, słowną potyczkę. Nie było sensu udawać, że sprawy miały się inaczej.
– Potrzebujesz czegoś ode mnie? – spytała po chwili uznając, że zmiana tematu będzie najlepszym z możliwych rozwiązań.
Lis rozmył się na chwilę, po czym zmaterializował na blacie stołu.
– Właściwie to tak. Mam pytanie do ciebie. Po to tu zresztą jestem.
Doskonale, pomyślała kobieta zapalając papierosa. Odpowie szybko i może jeszcze coś z tej chwili odpoczynku będzie.
– Jakie?
– Po co ci bariery, jeśli ich nie sprawdzasz?
Przewróciła oczami wyraźnie zirytowana, ale widząc, że Lis nie znika i dochodząc do wniosku, że jedynym sposobem na pozbycie się go jest jednak udzielenie mu rzeczowej odpowiedzi, warknęła:
– Sprawdzam je regularnie.
– To dlaczego wystraszyłaś się obecności Sky?
Właśnie tego się bała. Że Lis będzie jednak drążył temat. No trudno. Było już za późno na wycofanie się z tej rozmowy.
– Przeplotłam bariery tak, by Sky ich nie aktywowała. Drażniło mnie, że wyczuwałam, jak się kręci po domu.
– Potrafisz wyczuć obecność innych. Dlaczego nie sprawdziłaś, czy jest w domu tuż po tym, jak sama do niego weszłaś?
Wiedźma pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Po co? – spytała zirytowana. – Na ogół od razu wiem, że nie jestem w mieszkaniu sama, bo gdy tylko przekroczę próg, to już się drze i czegoś ode mnie chce, więc…
– Czasem cisza mówi więcej, od najgłośniejszego krzyku. – powiedział Lis, po czym zniknął.
– Pierdolony pchlarz – warknęła wiedźma wstawiając sobie wodę na kawę.
Nienawidziła, gdy zachowywał się tak, jakby umykały jej najbardziej oczywiste rzeczy na świecie. Był cholernym bytem, który podawał się za dawnego boga. Jego pamięć musiała sięgać czasów, o których Alicja pewnie nawet nie uczyła się w szkole. Jak na kogoś tak starego i podobno mądrego, to mógłby się domyślić, że nie najlepiej radzi sobie z tego typu enigmatycznymi lekcjami. Co jest złego w mówieniu wprost? Jakby go to mogło zabić, pomyślała zerkając w kierunku kosza.
– Jestem ponad takie rzeczy – powiedziała cicho do siebie zalewając kawę.
Gdy wychodziła z kuchni, coś rzuciło jej się w oczy. Niewielkie pudełko, wydało jej się całkiem znajome, leżało na blacie jej niewielkiego, kuchennego stołu.
– Co to jest? – szepnęła przystając i przyglądając mu się bliżej. – Kredki?
Nie miała kredek, ale widziała je wcześniej. W kiosku tuż naprzeciw jej bloku. Po co Sky je kupiła? Nie, skarciła się w myślach. To nie była jej sprawa. Sky miała prawo kupić sobie kredki. Nawet jeśli robiła to za jej pieniądze, to i tak nie miało znaczenia. Skoro je sobie kupiła, to były jej i miała prawo z nimi robić to, co jej się podoba. Alicja miała swoje życie i swoje sprawy, na których powinna się skupić. Na przykład na wypiciu kawy w spokoju.
Weszła do salonu, postawiła filiżankę na stole, usiadła w swoim ulubionym fotelu i pozwoliła myślą płynąć swobodnie. Nie chciała się na niczym skupiać, chciała odpocząć. Tylko tyle. Wzięła głęboki oddech, upiła łyk gorącego napoju, poczuła, jak napięte mięśnie powoli zaczynają się rozluźniać. Ach, to było takie przyjemne, gdy nikt do niej nie mówił, nie opowiadał jej o swoim dniu, który nic jej nie obchodził, nie zasypywał tysiącem bezsensownych pytań, ani nie próbował siłą stać się częścią jej życia… Co było na tej kartce, pomyślała nagle i od razu się skrzywiła. Nie. Nie będzie się tym interesowała.
Upiła kolejny łyk wyglądając za okno. Marzyła o lecie i odrobinie ciepła. Marzyła o słońcu. Miała już dość zimy, dość chłodu, wiatru, deszczu oraz wiecznej szarości. W taką pogodę aż nie chciało się wychodzić z domu. Po co? Żeby zmoknąć, dać się przewiać i umrzeć na zapalenie płuc? Bez sensu. Nikt normalny nie miałby ochoty dobrowolnie opuścić swojego ciepłego mieszkania. Nikt…
– Poza Sky, która wyszła właśnie na spacer – szepnęła sama do siebie szybko dodając – Ale ona nie jest normalna, więc się nie liczy.
Nie, nie będzie myśleć o tamtej kartce. Odmawia bycia kimś, kto wtrąca się w taki sposób w cudze sprawy. Jeśli po powrocie niższej kobiety dalej ten temat będzie ją aż tak ciekawił, to po prostu spyta i uszanuje każdą odpowiedź, jaką tylko otrzyma, bo jest kulturalną jednostką szanującą granice innych i takie tam.
Czasem cisza mówi więcej, od najgłośniejszego krzyku
Wspomnienie słów Lisa wypełniło jej umysł. Co chciał jej przez to powiedzieć? Dlaczego ciągle pytał o bariery i Sky? Co znowu jej uciekło? Kartka, pomyślała i natychmiast potrząsnęła głową. Nie, nie i jeszcze raz nie. To nie była jej sprawa. Czy gdyby ona była na miejscu piromanki, to chciałaby, aby ktoś grzebał w jej rzeczach w taki sposób? Oczywiście, że nie. Nie będzie robiła czegoś, czego nie życzyłaby sobie, by było robione w stosunku do niej samej. Proste. Żadna wielka filozofia. Kartka należała do Sky, więc to była sprawa Sky… Chyba, że to nie była sprawa Sky, tylko jej własna, a Sky zwyczajnie grzebała jej po rzeczach i spanikowała, gdy ta weszła…
– Chryste – jęknęła nie do końca wiedząc, czy martwi się, bo zna Sky aż tak dobrze, czy zwyczajnie szuka pretekstu, by jednak sprawdzić ten kosz.
Z piromanką był jeden problem. Ona naprawdę była… niezrównoważona. Była dziwna i robiła dziwne rzeczy. Była chaosem nie do opanowania, tajfunem, który niszczył każdą odrobinę spokoju w życiu Alicji. Gdy ona wchodziła w grę, nic nie można było wykluczyć. Nawet najbardziej absurdalne pomysły należało brać pod uwagę, bo Sky nie miała za grosz zdrowego rozsądku, a do tego…
– Kurwa jego jebana mać – syknęła Alicja wstając z fotela i idąc do tego przeklętego kosza.
Jeśli czas, który powinna przeznaczyć na wypoczynek, miał jej minąć na rojeniu teorii spiskowych, to równie dobrze mogła po prostu sprawdzić, co to była za kartka, prawda? Weszła do kuchni, błyskawicznie sięgnęła do kosza, wyjęła kartkę, wróciła do salonu, usiadła wygodnie w fotelu, po czy rozłożyła zmiętą kulkę i wyprostowała ją najlepiej, jak umiała, nim spojrzała, co dokładnie się na niej znajduje. Potem zamarła, a w jej umyśle zagościła długo upragniona pustka, która nagle nie była wcale tak przyjemna. Upiła łyka kawy, ale ta smakowała w jej ustach jak popiół.
– Wiedziałam, żeby tam nie zaglądać – szepnęła cicho sama do siebie nie mogąc oderwać wzroku od tego, co leżało tuż przed nią.
To był prosty rysunek, a jednak dziwnie dopracowany, jak na coś, co chyba z założenia miało być małym bohomazem osoby, która nigdy nie przykładała większej wagi do malowania. Patyczkowy ludzik płaczący i kucający przed czymś, co chyba kiedyś było jego sercem, ale na rysunku widniało jako wielka, spękana, wybrakowana bryła rozsypująca się powoli. Część z leżących u jej stóp kawałków utraciła nawet cały swój kolor i stała się brudno szara, a mimo tego ludzik desperacko próbował je ponownie przyłączyć do reszty, jakoś to wszystko poskładać znów w całość.
Wiedźma westchnęła ciężko czując nieprzyjemny ścisk w gardle. Rozumiała ten obrazek aż za dobrze. Właściwie to mogłaby go spokojnie dokończyć domalowując postaci uśmiechniętą maskę na twarzy. Maskę, która zaczyna pękać tak samo, jak to serce. Zabawne, prawda? Lis miał rację. Cisza mówi więcej, od najgłośniejszego krzyku. Gdyby tylko przyjrzała się kobiecie uważniej, gdyby sprawdziła otaczające ją energetyczne pole, wiedziałaby wszystko. Dlaczego tego nie zrobiła? A tak. Bo łatwiej było się skupić na sobie niż dostrzec cierpienie innych. Dostrzeżenie go, przyjęcie do świadomości, zmusiłoby ją do podjęcia decyzji, czy powinna pomóc, a ona nie była dobra w udzielaniu pomocy. Umiała niszczyć, nie naprawiać. Nie potrafiła naprawić emocjonalnie samej siebie, a co dopiero drugą osobę. Zabawne prawda? Miała moc i umiejętności, by coś takiego zrobić, ale nie chęci i wiedzę.
Pogładziła papier, jakby próbowała go tym delikatnym dotykiem naprawić, usunąć z niego wszelkie zagniecenia. Przez chwilę wyobraziła sobie, że gdy tak zrobi, to nie naprawi tylko samego rysunku, ale też jego autorkę. Absurdalnie przyjemna myśl, ale nierealna. Ona nie umiała naprawiać, nie w taki sposób, nie na tej płaszczyźnie. Nie potrafiła też zdobyć się na ponowne wyrzucenie obrazka, choć to byłoby najlepszym rozwiązaniem. Zamiast tego wstała i ukryła go w jednej z książek, do których Sky na pewno nigdy nie zajrzy. Niech tam leży, pomyślała niechętnie. Być może pewnego dnia uda jej się nawet zapomnieć, że tam jest. Do tego czasu będzie go ignorować tak samo, jak pękającą maskę piromanki. W końcu to nie był jej rysunek, ani jej maska, ani jej serce…
01.02.2022 r. – Koszalin
