Sky westchnęła ciężko przeglądając się w lustrze. Ostatnie dni były dla niej trudne. Nie dlatego, że przyszło jej się zmierzyć z nieoczekiwanymi problemami. Powiedzmy sobie szczerze, nieoczekiwane problemy nie istniały od kiedy jej los splótł się z losem Alicji. Po prostu martwiła się. Nie była aż tak głupia, jaką na ogół udawała i potrafiła uważnie obserwować, jeśli jej na tym zależało, a ostatnimi czasy niestety tak właśnie było.
– Dzień dobry! – Przywitała się radośnie z wiedźmą wchodząc do kuchni.
– Dzień dobry – odpowiedziała Alicja w zamyśleniu paląc papierosa.
– Trudna noc? – spytała Sky wstawiając wodę na kawę. – Chcesz coś do picia?
– Nie i nie. – Usłyszała.
Jak zwykle to był koniec rozmowy. W sumie od tego momentu mogłaby się już przestać starać. Czasem miała wrażenie, że nawet gdyby łamano jej współlokatorkę kołem, ona nie wysiliłaby się, żeby krzyknąć z bólu. Wszystko zawsze ukrywała. Jakby ktoś kazał jej udawać kogoś, kim nigdy nie była – kogoś perfekcyjnego, kogoś bez najmniejszej skazy. Problem był tylko taki, że była zwykłym człowiekiem ze wszystkimi możliwymi wadami dołączonymi w pakiecie ze starzejącym się ciałem. Gdyby tylko na chwilę pozwoliła sobie na szczerość…
– Ładna dzisiaj pogoda, prawda? – Ponownie spróbowała zagaić rozmowę.
– Pada. – Padła lakoniczna, wyjątkowo oschła odpowiedź.
Do wszystkiego dało się przyzwyczaić. Podobno. Sky nie była tego taka pewna, bo pomimo całego spędzonego z wiedźmą czasu, wciąż nie przywykła do widoku siniaków na jej ciele, nawet jeśli te magicznie od razu znikały, czy słuchania, jak płacze przez sen. Nie przywykła do jej opryskliwości ani do tego, jak często wzdycha.
– Ale dziś jest jeden z tych dni, gdy pada spokojnie, a deszcz szumi za oknem uspokajająco. Nie jest tak ciemno ani ponuro i już widać pierwsze prześwity błękitu.
– Bez znaczenia – odpowiedziała Alicja paląc dalej.
Sky zacisnęła pięści, ale zmusiła się do milczenia. Zamiast komentować usłyszane słowa, skupiła się na zrobieniu sobie kawy i zalaniu jej, gdy tylko woda się zagotowała. Kiedy napój był gotowy, logika podpowiadała, że powinna go wziąć i wyjść z kuchni, zostawić wiedźmę samej sobie. To byłyby najlepszym rozwiązaniem, ale…
– Masz na dziś jakieś plany? – spytała.
Wreszcie, po raz pierwszy od rana, Alicja skupiła wzrok prosto na niej, po czym nie kryjąc irytacji odpowiedziała:
– Wystarczająco dużo, żebym już czuła się tym dniem zmęczona.
Nic nie ułatwia, pomyślała piromanka ze złością.
– A co będziesz dziś robić ciekawego?
– A czy to ma jakieś większe znaczenie?
Tym razem Sky nie wytrzymała i pozwoliła sobie na piskliwy krzyk czystej frustracji.
– Możesz choć raz dać sobie spokój z odgrywaniem największej męczennicy tego świata?! Wiesz, że w innych krajach dzieci umierają z głodu, a kobietom wycina się łechtaczki i…
Wypadło jej słowo. Nienawidziła, gdy to się działo akurat w trakcie kluczowych tyrad.
– Wargi sromowe – podpowiedziała Alicja obojętnie.
Piromanka nienawidziła tego jeszcze bardziej. Skąd ona zawsze wiedziała, o jakie słowo chodziło?! Do jasnej cholery, jej moce powinny mieć jakieś granice!
– …wargi sromowe są zszywane na żywca, żeby nie mogły czerpać żadnej przyjemności z seksu?!
– Nie do końca tak wygląda ten zabieg, ale…
– Małe dziewczynki są sprzedawane i muszą wychodzić za mąż za starych obleśnych cepów, przypadkowe kobiety są porywane na ulicy i sprzedawane do burdeli…
– Do czego zmierzasz? – spytała Alicja dopalając wreszcie tego przeklętego papierosa.
– Do tego, że ludzie mają prawdziwe problemy!
– Nie wiesz, jakie mam problemy, więc nie masz prawa mnie oceniać…
– Mam i mam, ty skończona kretynko! Mam prawo cię oceniać, nawet jeśli nie wiem o wszystkim, bo nie wiem o wszystkim, ponieważ ty mi tego nie mówisz! Gdybyś zechciała mi łaskawie powiedzieć…
– Nie ma takiej potrzeby.
– …co niby tym razem dzieje się tak złego, że aż nie możesz normalnie funkcjonować, to może, tylko może, byłabym jednak w stanie coś dla ciebie zrobić! Zacznij ze mną wreszcie rozmawiać! Tak sprawy załatwiają cywilizowani ludzie!
Umilkła patrząc na wiedźmę wyczekująco, ale tamta zwyczajnie przewróciła oczami i wyszła z pomieszczenia. Sky aż warknęła ze złości niczym dzika bestia.
– Do diabła z tobą – syknęła zapominając o swojej kawie i wychodząc z kuchni zamaszystym krokiem.
Skoro Alicja nie chciała rozmawiać, to trudno. Nie musiały rozmawiać! Proszę bardzo. Niech i tak będzie.
Sky siedziała w ich wspólnej sypialni myśląc o mającej przed chwilą miejsce awanturze. Ona też miała dość ciągłych słownych przepychanek i krzyków, ale… Ale coś w jej wnętrzu ciągle buntowało się przeciwko temu, jakie decyzje podejmowała Alicja. Zupełnie, jakby jakaś jej część uparcie twierdziła, że wiedźma jest w głębi duszy kimś zupełnie innym.
– No już, bo – warknęła ocierając płynące po policzkach łzy.
Alicja była tym, kim była i nie planowała się zmieniać. Sky powinna już od dawna przywyknąć do tej myśli i ją zaakceptować, ale jakoś nie potrafiła. Powinna to wszystko zwyczajnie zostawić, odejść, wrócić do swojego życia i zapomnieć o tej idiotce raz na zawsze! Tylko, że tego też jakoś nie potrafiła. Gdzieś głęboko w jej wnętrzu, jakiś cichy głos powtarzał uparcie: Alicja cię potrzebuje.
– Do czego niby? – spytała cicho samą siebie wiedząc, że prawdopodobnie nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie.
Do czego niby ona ze swoim bezużytecznym talentem miałaby się przydać prawdziwej wiedźmie? I dlaczego ich rozmowy prawie nigdy nie przebiegały spokojnie i tak, jak powinny? Czemu ciągle się na siebie wściekały? Dlaczego odpowiednie słowa nigdy nie przychodziły wtedy, gdy ich potrzebowały? Westchnęła ciężko rozumiejąc aż za dobrze, jak toksyczny łączył je związek. Związek… zabawne. Bo realnie poza tymi awanturami nic ich nie łączyło, a już na pewno nic fizycznego. Odejście z tego dziwnego świata pełnego magii i przemocy nie powinno być aż tak trudne, więc dlaczego nie potrafiła się po prostu spakować, zniknąć, zapomnieć? Przecież nawet Alicja tego od niej oczekiwała…
– Pierdol się. Nie zostawię cię z tym samej – szepnęła czując, jak jeszcze więcej łez zbiera jej się w oczach.
Gdzieś głęboko wewnątrz czuła, że nigdy nie miała w tej kwestii żadnego wyboru. Alicja jej potrzebowała. Jeszcze nie wiedziała jak ani dlaczego, a tym bardziej kiedy dokładnie, ale… Ale wiedziała, że ta skończona kretynka jej potrzebowała i Sky nie zamierzała jej w kluczowym momencie zawieść.
Alicja wyszła z toalety i skierowała swoje kroki prosto do salonu. Słyszała trzask zamykanych drzwi. Sky wyszła przed chwilą z mieszkania. Wiedźma poczuła ukłucie smutku. Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego tolerowała Sky w swoim otoczeniu, ale jakaś jej część czuła, że tak miało być i tak musiało być. Jakaś inna, którą od dawna całkowicie ignorowała, szeptała uparcie, że to coś więcej, coś z odległej przeszłości, coś o czym nigdy nie powinna była zapomnieć.
– Przeszłość to przeszłość – warknęła zirytowana nagłymi wyrzutami sumienia.
Już miała usiąść na swoim fotelu, gdy coś zauważyła. Niewielki przedmiot leżący na blacie stolika. Podeszła do niego niepewnie, a potem delikatnie wzięła w dłonie. Dopiero teraz poczuła się sama ze sobą podle.
– Dlaczego zawsze kończy się tak, że to ja wychodzę na tę złą? – spytała cicho samą siebie.
Zacisnęła usta próbując opanować wykręcające ją od środka poczucie winy. Jednak jestem idiotką, pomyślała niechętnie przyglądając się uważnie podarowanej jej maskotce.
Pewnego dnia porozmawia szczerze ze Sky i wszystko jej wyjaśni, a przynajmniej tyle, ile będzie w stanie. Pewnego dnia wysłucha jej historii i dowie się, co spowodowało, że stała się tym, kim jest. Pewnego dnia wszystko sobie powiedzą i tym razem znajdą właściwe słowa, takie które pozwolą im się wreszcie dogadać. Pewnego dnia przestaną się na siebie tylko denerwować i być może nawet odkryją, co takiego zmusza je do pozostania razem, choć ewidentnie byłoby dla nich lepiej, by ich drogi ostatecznie się rozeszły. Pewnego dnia, ale jeszcze nie tego.
Odłożyła misia i spojrzała na zostawioną przez piromankę karteczkę. Przeczytała ją uważnie. Pewnego dnia, ale na pewno jeszcze nie dzisiaj, pomyślała wściekła zgniatając kartkę w dłoni, choć zapisane na niej słowa już i tak zdążyły wypalić się w jej umyśle.
Przestań zabijać to dziecko w sobie. Jego krzyki nie dają mi spać.
Sky
Nielekarz spojrzał na siedzącego nieopodal Lisa, po czym wymownie się skrzywił.
– Ile razu już to słyszeliśmy? – spytał z wyraźną irytacją.
– To, że zmieni swój stosunek do piromanki? Dokładnie tyle samo, ile razy twierdziła, że jest bardziej spójna – odpowiedział obojętnie Lis.
– I lepsza. – Dodał Nielekarz.
– I silniejsza.
Obaj umilkli na chwilę przyglądając się swojej podopiecznej.
– Powinna istnieć określona ilość błędów, które można powielić i nie wyciągnąć z nich żadnych wniosków – stwierdził w końcu mężczyzna wyjmując z kieszeni płaszcza paczkę papierosów.
– Myślę, że jest to niejako wpisane w kod jej duszy.
– Brak zdolności uczenia się?
– Brak wglądu w siebie i umiejętności krytycznej oceny własnych zachowań.
Nielekarz zamyślił się, po czym kiwając lekko głową oznajmił:
– Być może masz rację. Od zawsze taka była i nic nie zapowiada, by miała się kiedykolwiek zmienić. Tłumaczyłem, prosiłem, ostrzegałem, nakazywałem…
– Połam jej nogi. – Poradził Lis.
– Łamałem. Niczego jej to nie nauczyło.
– I nie nauczy, ale przynajmniej obaj poczujemy odrobinę satysfakcji.
Mężczyzna wyjął z paczki jednego papierosa, wsunął go do ust, odpalił, a potem zaciągnął się głęboko dymem.
– Właściwie czemu nie – odpowiedział obojętnie.
W końcu, jeśli nie mogli i tak mieć tego, czego chcieli… No cóż. Pewne kwestie naprawdę nigdy się nie zmieniały.
Koszalin, 06.06.2022 r.