Alicja westchnęła ciężko patrząc w błękitne niebo. Chłodny wiatr zawiał nieprzyjemnie, więc odruchowo poprawiła kołnierz płaszcza wiedząc, że nic jej to nie pomoże. Zaciągnęła się papierosem, powoli wypuściła dym z płuc, pokręciła głową.
– Jestem taka zmęczona – przyznała szczerze.
– To raczej normalne o tej porze roku. Zbliża się wiosenne przesilenie. Wszystkie żywe organizmy w mniejszym lub większym stopniu to odczuwają.
Znów pokręciła głową czując, że taka odpowiedź nie jest dla niej ani trochę satysfakcjonująca.
– Myślałam, że na tym etapie jestem ponad takie kwestie – stwierdziła z wyraźnym niesmakiem.
– Ponad jakie kwestie? Okresowych zmian pól magnetycznych planety? Akurat ty jedna z zasady powinnaś być na to jeszcze bardziej wyczulona.
Znów się zaciągnęła unosząc przy tym lekko brwi i kiwając głową, jakby to, co właśnie usłyszała, miało jednak trochę sensu. Mimo tego powiedziała jednak:
– Umiem manipulować przepływem energii i wyrównywać pola magnetyczne. Nie powinnam mieć problemu z kontrolowaniem własnego ciała.
Tym razem to jej rozmówca westchnął ciężko.
– To tak, jakbyś oznajmiła, że uodporniłaś się na zimę tylko dlatego, że masz w domu kaloryfer.
Alicja uniosła jeszcze wyżej brwi i trochę energiczniej pokiwała głową, po czym znów przybrała neutralny wyraz twarzy.
– Dobre porównanie. Przynajmniej je zrozumiałam. Gdyby każdy mnie tak uczył, nie musieliby mi co chwilę łamać kości.
– Ktoś łamie ci kości, gdy uczysz się za wolno? – spytał zaskoczony.
– Regularnie.
– Regularnie łamie ci kości, gdy uczysz się za wolno?
Niedowierzanie w jego głosie było całkiem zabawne. Ostatni raz zaciągnęła się papierosem, po czym rzuciła go na ziemię i zdeptała. Gdy upewniła się, że nie stanowi już żadnego zagrożenia, niechętnie wstała i odniosła niedopałka do stojącego nieopodal kosza. Wróciła, znów usiadła ciężko, znów westchnęła.
– Nie mam wyrozumiałych nauczycieli.
– Albo nie jesteś zbyt bystra.
Omal nie zachłysnęła się własną śliną słysząc taki komentarz.
– Nie jestem jaka? – teraz to ona spytała z niedowierzaniem.
– Zbyt bystra – odpowiedział jej rozmówca.
– Nie jestem pewna czy moja bystrość ma tu cokolwiek wspólnego z otrzymywanymi przeze mnie karami – powiedziała, jak obrażona dziewczynka splatając przy tym ręce na piersi. – Powinieneś raczej spytać, czy moi nauczyciele są dobrzy w nauczaniu.
W odpowiedzi usłyszała cichy śmiech, a potem:
– A są?
– Nie, wcale nie są. – Zapewniła od razu.
Pokiwał głową ze zrozumieniem nie komentując tego ani słowem. Nie był od tego, by oceniać prace istot, których nigdy nie spotkał.
Na chwilę zapadła między nimi cisza. Nie była krępująca, ale wiedźma i tak postanowiła ją przerwać mówiąc:
– Prawie nigdy mi nic nie tłumaczą, a jeśli już to robią, to w taki sposób, żebym nic nie zrozumiała. Oczekują, że po prostu magicznie będę wiedzieć.
– Może zwyczajnie za bardzo wierzą w to, że się domyślisz.
– Ale ja się nigdy nie domyślam. Mogliby się sami tego już nauczyć.
Wzruszył ramionami pytając:
– A próbowałaś z nimi na ten temat rozmawiać?
– I co miałabym im powiedzieć? Że są wrednymi sukinsynami i mam dość bycia karaną za ich błędy w edukowaniu mnie?
Chyba powoli zaczynał rozumieć podejście jej opiekunów.
– Ująłbym to raczej w milszy i grzeczniejszy sposób.
– Dlaczego mam być miła i grzeczna dla kogoś, kto uważa, że odpowiedzią na wszystko jest przemoc?
Wzruszył ramionami nie będąc do końca pewnym, czy powinien się w to wszystko wtrącać.
– Mówi się, że czyny mówią więcej niż słowa, ale osobiście jestem przekonany, że słowa są bardziej precyzyjne. Gdyby było na odwrót, mówilibyśmy monosylabami.
Spojrzała na niego z rozbawieniem.
– Trudno mi się z tobą tu nie zgodzić. Jak tak całą sprawę ujmujesz, to brzmi całkiem sensownie. Szkoda tylko, że oni nie są tacy sensowni. Poza tym, że nie umieją tłumaczyć, to też nie umieją ani trochę słuchać.
Przewrócił oczami nie dbając, czy to zauważy.
– A może to nie oni nie potrafią słuchać, tylko ty nie wiesz, jak do nich mówić?
Cmoknęła z niezadowolenia, jednak przełknęła pierwszą nasuwającą jej się od razu odpowiedź. Musiała to przemyśleć. Choćby pobieżnie.
– Daj mi chwilę. – Poprosiła.
– Nigdzie mi się dziś nie spieszy. – Zapewnił spokojnym głosem.
Niespełna trzy minuty później Alicja oznajmiła z pełnym przekonaniem:
– Przeanalizowałam wszystkie czynniki, jakie tylko przyszły mi do głowy i doszłam do wniosku, iż wina leży jednak po ich stronie. Nie jestem doskonała ani tym bardziej święta, ale… oni są zwyczajnie gorsi. Do tego oni mają nade mną tę przewagę, że na ogół siedzą mi bezpośrednio w głowie i wiedzą, co czuję, albo co myślę. Ja nie mam takiego ułatwienia.
– Nie robią tego jednak chyba przez cały czas, prawda?
– Z dużym prawdopodobieństwem to właśnie robią. A nawet jeśli nie cały czas, to zasadniczą jego większość.
Jeżeli faktycznie tak było i całymi dniami słuchali tego, czego on słuchał od dwudziestu minut, to faktycznie mogli mieć problemy z cierpliwością. On by go definitywnie miał.
– Nie boisz się w takim razie ze mną rozmawiać w ten sposób? – spytał.
– A dlaczego miałabym? – Zdziwiła się szczerze.
Zaskoczony tym pytaniem milczał przez chwilę analizując, czy to jemu coś umknęło, czy to raczej z siedzącą obok kobietą było coś nie tak.
– Raczej nie będą zadowoleni z tego, co mówisz – powiedział ostrożnie.
– Słyszą to każdego dnia w moim umyśle, więc nie widzę różnicy.
No tak. Musiał przyznać, że był w tym jakiś pokrętny sens.
– Czasem myślenie, a mówienie, to dwie różne rzeczy. Co jeśli uważają, że masz prawo tak myśleć, ale już nie mówić?
– Nie sądzę, by to realnie miało jakieś znaczenie. Gdyby tak było, już dawno daliby mi to odczuć.
Albo dali, tylko nie powiązałaś faktów, pomyślał ledwie zauważalnie kręcąc przy tym głową.
– A czego w takim razie od ciebie oczekują?
Alicja wydęła wargi, po czym sięgnęła pa paczkę papierosów, wyjęła z niej jednego, wsunęła do ust i odpaliła głęboko się przy tym zaciągając. Powoli wypuściła dym z płuc patrząc przed siebie pustym wzrokiem.
– Chodzi o przysięgę, którą złożyłam w innym życiu. Taką, której śmierć nie kończy.
Spiął się lekko i nie kryjąc zdziwienia spytał
– Dotyczącą równowagi?
Alicja spojrzała na niego dziwnie, jakby powiedział do niej coś w zupełnie obcym języku.
– Nie… Raczej zakładającą moją szybką śmierć.
– Śmierć nie powinna być trudna. Raczej do niej nie potrzebowałabyś takiego wsparcia.
Zaśmiała się gorzko.
– Samobójstwo z asystą. Wiem. Tylko, że podobno to nie jest takie proste, bo chodzi o odpowiedni czas.
– A kiedy on nastąpi?
Uśmiechnęła się krzywo mówiąc:
– No i w tym rzecz. Nie mam pojęcia.
– Nie pytałaś?
– Pytałam, ale jak zwykle otrzymałam w odpowiedzi mistyczną papkę nie do strawienia. Zrozumiałam z niej tylko tyle, że muszę się do tego przygotować kumulując moc, ale jednocześnie nie za bardzo, bo wtedy też stanie się coś złego.
Niebo zacznie patrzeć, a wtedy zabiją cię Egzekutorzy eliminujący anomalie w światach, w których tych anomalii być nie powinno, pomyślał nie planując jednak kobiecie nic tłumaczyć.
– A dlaczego masz umrzeć? – spytał cicho.
Znów się zaciągnęła papierosem, po czym niedbale wzruszyła ramionami.
– A ja tam wiem? – Spojrzała na zegarek i dodała – Czas kończyć naszą pogawędkę. Może nie jest jeszcze szczególnie późno, ale tyłek zaczyna mi już zamarzać. Dzięki za rozmowę.
– Do usług – powiedział czując ukłucie żalu.
Czyli to by było na tyle. Spodziewał się takiego końca, ale mimo wszystko przykro mu było żegnać się z życiem w takich okolicznościach.
– Rób, co musisz. – Dodał przymykając wszystkie czternaście par oczu.
Wiedźma spojrzała na siedzącego obok niej demona paląc dalej spokojnie papierosa. Zawsze doceniała dni, gdy wykonywanie zleceń nie wymagało od niej wysłuchiwania wyzwisk miotanych pod jej adresem. Jeśli jeszcze mogła do tego kulturalnie porozmawiać, to była już naprawdę miła odmiana. Wyjęła papierosa z ust i powiedziała spokojnym, ale cichym głosem:
– Mam nadzieję, że rozumiesz. Praca to praca. Zapłacono mi za pozbycie się ciebie i musisz stąd zniknąć.
– Rozumiem – Zapewnił nie otwierając oczu.
Wiedźma westchnęła ciężko. Wiedziała, że to, co przyszło jej do głowy, było cholernie głupie, ale nie dbała o potencjalne konsekwencje. Kilka połamanych kości mniej, czy więcej nie robiło jej na tym etapie specjalnej różnicy.
– Dokąd otworzyć ci przejście? – spytała patrząc w błękitne niebo.
Demon błyskawicznie uniósł wszystkie powieki i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Przejście? – spytał słabo.
– No tak, jak powiedziałam. Zostać tu nie możesz. Mam cię odesłać do nieba, czy gdzieś indziej? Z góry uprzedzam, że nie potrafię otwierać kanałów prowadzących do konkretnych miejsc innych, niż światło na końcu tunelu.
Dalej nie mógł uwierzyć w to, co właśnie słyszał. Przełknął niepewnie ślinę i nerwowo oblizał ostre i cienkie niczym igły zęby.
– Naprawdę chcesz to dla mnie zrobić? Ale dlaczego?
– To zapłata za rozmowę. Z moimi problemami z oczywistych względów nie mogę iść do terapeuty, więc padło na ciebie.
– Ale czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo jest to niebezpieczne?
Odezwał się, zanim pomyślał. Głupi! – złajał się w myślach. Jeśli chce to zrobić, niech robi! Alternatywą był jego ostateczny koniec. Co go obchodziło co się z nią stanie? Rozerwanie barier i stworzenie siłą wyrwy do innego świata na pewno przyciągnie wzrok Nieba, ale nawet jeśli wyślą Egzekutorów, by wyeliminowali źródło przebicia, to czy realnie powinno go to cokolwiek obchodzić? Nie trafił tu z własnej woli, ale może stąd z własnej woli odejść, a przecież ona sama powiedziała, że pisana jest jej śmierć. Trochę wcześniej, czy trochę później, to już nie powinno robić różnicy.
– Wiem. Już raz to zrobiłam i nie bardzo podobało mi się, co przelazło do naszego świata. No ale wtedy byłam młodsza, głupsza i słabsza.
Zaniemówił ze zdziwienia. Młodsza… słabsza… Na szczęście dla niego głupia była tak samo albo tylko udawała.
– Będę ci dozgonnie wdzięczny – powiedział wiedząc, że może to być jego jedyna szansa.
Na tym etapie poważnie zaczął się zastanawiać, czy to wszystko nie jest jakąś formą wymyślnej pułapki. Wyglądało stanowczo za dobrze.
– Tunel ze światłem, czy…
– Jeszcze żyję i wolałbym, aby tak zostało, więc gdziekolwiek indziej.
Przytaknęła, potem aktywowała uśpione rezerwy mocy i uformowała z nich odpowiedni ładunek. Bez zbędnych słów uderzyła w bariery przerywając je punktowo.
– Idź – powiedziała z wysiłkiem.
Już zapomniała, ile to wymagało energii i wysiłku.
– Dziękuję – odpowiedział natychmiast znikając w morkach wyrwy.
Rozluźniła się, pozwoliła by moc się rozproszyła a rozdarcie samoistnie zasklepiło. Wiedziała, że nie powinna go była puszczać, ale nie powinna też z nim tak rozmawiać, więc co za różnica? Po co jej moc, jeśli czasem nie może jej użyć, by komuś za coś podziękować? Wysłuchał jej. Nawet jeśli udawała idiotkę i nie była z nim do końca szczera, to możliwość pożalenia się komuś, kto zrozumie, była dla niej bezcenna. To była jej zapłata. Nie uważała, by była zbyt wygórowana. W końcu tym razem dopilnowała, by nic z tamtej strony nie przelazło do tego świata.
Nielekarz zmęczony usiadł na swoim fotelu. Okrwawionymi dłońmi sięgnął po pierwszy ze stosu najnowszych raportów. Potrzebował odpoczynku. Ukrywanie obecności wiedźmy w ludzkim świecie stawało się z każdym dniem coraz trudniejsze. Przynajmniej sama idiotka trochę się uspokoiła i nie dokładała mu aż tyle roboty. Ostatnie, na co miał w tej chwili ochotę, to dowiedzieć się, że znowu wywinęła mu jakiś numer. Nie pamiętał już nawet, kiedy miał chwilę na złapanie oddechu. Jeśli dowie się, że znowu poniosła ją fantazja, to chyba coś w nim pęknie i tym razem naprawdę połamie jej absolutnie wszystkie kości w tym jej pieprzonym ciele. Czy było tak trudno zrozumieć, że próbuje ratować jej tyłek? Czy prosił o zbyt wiele licząc, że jeśli nawet tego nie doceni, to chociaż nie będzie niweczyć wszystkich jego starań?
– Mam nadzieję, że złapałeś oddech. – Usłyszał w swoim umyśle głos Lisa.
– Jak nigdy – warknął w odpowiedzi.
Lis zaśmiał się nieprzyjemnie i Nielekarz już wiedział, że oto nadciągają kłopoty.
– Mów – polecił.
Przez chwilę panowała cisza. Nie miałby nic przeciwko, by tak właśnie zostało, ale gdy tylko zaczynał mieć cień nadziei, Lis oznajmił:
– Czwórka Egzekutorów na granicy jej świata.
– Czwórka?! Przecież tyle, co zabiłem dwójkę!
Zamyślił się. Niebo nie posyłało Egzekutorów bez celu. Tutaj mógł się go bez większego problemu domyślić. Nie posyłało ich też jednak bez powodu…
– Co zrobiła tym razem? – spytał czując, jak powoli ogarnia go zimna furia.
Nie usłyszał nic w odpowiedzi. Zamiast słów, w jego umyśle pojawiły się obrazy. Bardzo wyraźne, tłumaczące wszystko obrazy.
– Że co zrobiła?! – ryknął zrywając się z miejsca.
Tym razem, gdy ją dopadnie, nie tylko połamie jej te pieprzone kości jedna po drugiej. On je zmiażdży, a potem ją wyleczy i zrobi to od nowa i będzie to robił tak długo, aż nie oduczy jej dokładać mu ciągle pracy.
Lis zamachał kitą i spojrzał na Lalkę z drwiną wypisaną na pyszczku.
– Chyba się zdenerwował – powiedział nie kryjąc rozbawienia.
Lalka przytaknął.
– Jak myślisz? Powinniśmy jej pomóc?
Ciche jęknięcie dobyło się z głowy pozbawionej twarzy i ust. Lis pokiwał głową w odpowiedzi.
– Też tak myślę. Jakoś nie czuję potrzeby niesienia pomocy komuś, kto ewidentnie obgaduje nas za naszymi plecami wiedząc, że i tak wszystko usłyszymy. Całkowity brak kultury i instynktu samozachowawczego. Niech ją łamie. Nie sądzę, by miało ją to czegokolwiek nauczyć, ale chętnie wsłucham się w jej krzyki i niekończącą się litanię próśb o litość.
Lalka przytaknął siadając na brzegu dachu mijanego właśnie przez wiedźmę domu i beztrosko machając w powietrzu nogami.
Koszalin, 21.03.2022 r.