Mogłabym przysiąc, że ta historia miała trzy akty, ale albo zgubiłam środek, albo go nigdy nie było. Osobiście jestem całkiem pewna, że go nigdy nie było, bo wszystko jest spisane w tych dwóch częściach, ale… Sama nie wiem. Planowałam to na trzy akty i tyle.
To jedyny tekst tego rodzaju, jaki napisałam. Specyficzny pod względem rytmu, pojawiających się rymów, oraz metafor, z których składa się prawie w całości. Niedoskonały i do tego ma dwie części, a prawie nic w mojej twórczości nie ma dwóch części więc również pod tym względem jest nietypowy. To też pierwszy tekst, do którego wykonałam kilka luźno związanych obrazów planując kiedyś stworzyć z nich swoistą historię. Potem przekonałam się, że aż tak dobrze to nie maluję i wróciłam do skupieniu się na pisaniu.
Od Autorki
Dziewczynka i przyjaciele
Siedziała w pustym pokoju, bo nie było nikogo, kto mógłby dotrzymać jej towarzystwa. Liczyła cicho dni, jakie jej zostały, bo tylko to dawało jej jeszcze nadzieję na lepsze jutro. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nic się nie zmieniało, gdyby nie musiała wychodzić na zewnątrz.
Siedziała w pustym pokoju, choć nigdy nie była sama. Gdzieś przy niej, choć nie do końca, gdzieś tam w myślach, a może w sercu, znajdował się prawdziwy Anioł. On słuchał jej słów, choć rzadko mówiła i widział jej łzy, choć rzadko płakała, lecz czy to coś zmieniało?
Siedziała w pustym pokoju, choć miała przy sobie Anioła. I walczyła w pustym pokoju, choć prawie się nie ruszała. W jej umyśle trwała bowiem wojna, krew zalewała dywan i ściany, stare rany broczyły ropą, gorączka trawiła jej myśli, a wartości padały jedna po drugiej w starciu z jej umysłem. Umierała uśmiercając własną duszę.
Właściwie zawsze siedziała w pustym pokoju, właściwie zawsze była sama, właściwie nie żyła. Kim była? Była sobą przynajmniej. Była tą bez imienia i bez wiary. Z czasem stała się tą, bez emocji i bez żalu. Nie płakała i rzadko się śmiała. Nie żałowała i rzadko przepraszała. Nienawidziła i wcale się z tym nie kryła, gdy powracały do niej wspomnienia mierzyła się z nimi jedno po drugim. Kiedyś zmieniała świat, teraz jedynie patrzyła, jak wszystko gnije i patrzyła na to tak długo, aż ten obraz zobojętniał jej całkowicie. Nic dziwnego, że czekała…
Pierwszy przybył Anioł, chyba zresztą go znała. Cichy spokojny, piękny w swej czystości. Takim go podziwiała, takiego zapamiętała i takiemu zaoferowała swoje wdzięki śmiejąc się histerycznie, bo nic innego zaoferować nie mogła. Ktoś zabrał jej wszystko, co miało znaczenie, odarł ją z człowieczeństwa i zostawił jej tylko to – wdzięczne kłamstwo w najczystszej postaci. Iluzję, ułudę, głos w krtani.
Anioł przybył, zatracił się w jej oczach i serce zalał mu ból, bo czy tak winien wyglądać człowiek? Spytał, jak się ma. Odparła, że dobrze, a on jej uwierzył. Spytał, czy jest szczęśliwa. Odparła, że chyba, że nie wie, ale właściwie dlaczego i nie? Przecież nie może narzekać, bo ma pokój, ma siebie, ma jego w sercu, a on jej uwierzył. Wreszcie spytał, co zamierza. Odparła, że zrobi to, co jest jej pisane, że przecież Bóg zadecyduje, one się nie sprzeciwi i wtedy on pojął… Kłamała.
Na stoliku stały trzy filiżanki i imbryk z herbatą, a ona wciąż czekała i czekała. Dwie filiżanki napełniła herbatą, trzecia stała z boku zakryta spodeczkiem, jak kielich mszalny nakryty jest przed użyciem. Czekała i czekała. Anioł upił łyk, herbata był słodka jak jej kłamstwa. Upił drugi i pojął czemu mu się przyglądała, czekała, czekała i przyglądała. Serce zabiło mu mocniej, lecz nie mógł nic zrobić, bo to była jej trucizna. Wypił ją w pierwszym kłamstwie ślepnąc. Spytał na kogo czeka. A ona dolała mu herbaty. Na Boga? Czeka. Na demona? Też czeka. Na koniec świata? Czekała na marzenia, ale one umarły.
Wszedł duch z szarmanckim uśmiechem, pokłonił się nisko, a ona się zaśmiała. Spytał o samopoczucie, wrzątkiem go oblała. Anioł zdziwiony spojrzał na ducha, ten nic nie rozumiejąc lizał oparzenia. Spytała go, co może. Odparł, że niewiele. Spytała po co przyszedł. A duch odparł: po ciebie. Wtem Anioł zerwał się z miejsca, ale duch odszedł, filiżanka wciąż przykryta czekała na stoliku. Spojrzała na nią obojętnie. Kocha to przyjdzie, nie kocha zostawi. Rozumie to da, nie rozumie to zbawi. Pamięta, bo jej zapomnieć się nie da. Bóg? Demon? Dla kogo filiżanka? – spytał znowu Anioł, a ona odparła, że to dla niej nie ma już znaczenia.
Przybył demon w odświętnym stroju. Białym uśmiechem powitał ją od progu. Ona spojrzała, oszacowała bilans zysków i strat, a potem spytała, dlaczego kręci się ten świat. Odpowiedział, że to bez znaczenia, bo ona stoi. Bóg nie dał jej życia, on nie da jej wiedzy. Anioł zaniepokojony spojrzał na nią niepewnie, lecz wtem pojął dlaczego herbata wystygła. Nic do stracenia i nic do zyskania. Nie było życia, śmierć też nie była jej dana. Bóg? Demon? A co mogliby zabrać? Umowa z nią to cyrograf bez wątpienia. Anioł zebrał się w sobie, skupił całą odwagę. Z poważną miną zmierzył resztę wzrokiem, podszedł do demona zamaszystym krokiem, wyrwał mu pióro, odciągnął na stronę. Demon niepewnie nadstawił ucha, a Anioł cichutko, najciszej, jak potrafił spytał tylko, czy wie, co go czeka. Czy jest gotowy? Może lepiej z Bogiem? Czy to ma sens? Zresztą już nic nie powie. Ona się śmieje, Anioł czerwieni, Demon podpisuje, a Bóg wie, co się święci. Wiedział i wcześniej, Anioła posłał. Polecenie proste: uratuj i wracaj. Nic jednak nie wyszło, jak Bóg tego chciał. Anioł nie wrócił, bo w szachu go miała. I upadł też Demon, którego ratować przecież mięli. Więc wziął Bóg śmierć do siebie, cichutko zamknął w szafie, bo oto list od niej dostał, a w nim filiżankę. Małą, porcelanową, wymalowaną na kartce, u dołu napis „Zapraszam na herbatkę.”
Teraz piją herbatę we trójkę. Anioł i Demon i ona w imię Boga dolewa ciepłego napoju, bo kłamstwo jest po to, by stało się prawdą. Po prawdzie do Boga stopniami z nieszczęścia, lecz nim to się stanie, co jeszcze ją czeka?
Koszalin, październik 2018 r. – sierpień 2020 r.