fbpx

Groby

Alicja szła spokojnie przed siebie nie zwracając najmniejszej uwagi na mijanych ludzi. Wszyscy gdzieś pędzili, wszyscy coś mówili, wszyscy czegoś chcieli. Zaczynało ją to naprawdę irytować, dlatego próbowała najlepiej, jak tylko potrafiła, odciąć się od świata zewnętrznego, skupić się tylko na swoich myślach, na swoich… wspomnieniach.

Rzegot monet w metalowej puszce, niekończące się nawoływania.

– Zbieramy na hospicjum! Na hospicjum! Da pani na hospicjum? Tam ludzie umierają! – krzyczała jedna ze zziębniętych harcerek.

Alicja nigdy nie przepadała za zbiórkami tego typu. Nigdy też nie przekonywała jej idea harcerstwa, ale pewnie miało to coś wspólnego z faktem, że jej zaciekłym wrogiem z czasów wczesnoszkolnych była cholerna harcerka. Nieważne. Chodziło o coś innego. Dwa mało tolerowane czynniki połączone ze sobą, to było już trochę za wiele, ale jeśli do tego dołączy się fakt, że ta mała…

– Wrzuci pani do puszki coś na umierających?! – wrzasnęła harcerka łapiąc wiedźmę za rękaw płaszcza.

Kobieta przystanęła, spojrzała prosto w te szare, nijakie oczy osadzone w piegowatej, pryszczatej twarzy i nie odpowiedziała nic. Dziewczyna poczuła się nieswojo, więc już otworzyła usta i chciała ponowić pytanie, ale nim zdołała to zrobić, Alicja spytała ją:

– Dlaczego zakłócasz spokój zmarłych w dniu ich święta?

Harcerka otworzyła szerzej oczy, ale nie pozwoliła, by dziwne uczucie niepokoju wzięło górę w jej sercu. Zamiast tego postanowiła ukryć je pod płaszczem niepotrzebnej bezczelności mówiąc:

– Tam są ludzie, którzy jeszcze żyją i chcą żyć godnie! Tam są ludzie…

– Czemu mówisz mi o żywych, jeśli dziś celebruje się śmierć? Tego dnia nie powinnaś mówić o tych, którzy jeszcze żyją, chyba że tak bardzo chcesz, by już umarli.

Wypowiadając te słowa Alicja pochyliła się lekko w kierunku dziewczyny, by zajrzeć jej jeszcze głębiej w oczy. Oczywiście zadbała o to, by cała jej irytacja została starannie ukryta za maską obojętności, a krążąca dookoła niej energia podsyciła tylko niepokojącą aurę.

– Wcale nie! Ja walczę o ich godność i…

– A co z godnością tych, których święto zakłócasz?

W pełni świadomie kontrolując przepływającą dookoła niej moc sprawiła, by cała jej osoba wydała się otoczeniu nierealnie obca. To było proste. Nagle ludzie, nie rozumiejąc dlaczego, omijali ją szerszym łukiem, milkli przy tym, przyspieszali kroku, pokornie opuszczali głowy.

– Ja się martwię o żywych – wyjąkała harcerka niepewnie rozglądając się dookoła.

– Mnie żywi nie interesują – odpowiedziała Alicja dumnie się prostując. – Puść mnie, chyba że wolisz pójść ze mną, ale tam dokąd idę, nikt nie da ci zbyt wielu monet. Potrzebują ich, by opłacić mi swoje przejście.

Harcerka otworzyła usta, by zacząć nieświadomie krzyczeć z przerażenia, ale w tym samym momencie impuls wypuszczonej z ciała wiedźmy mocy zacisnął jej krtań i uniemożliwił wydanie z siebie dźwięku. Dziewczyna upuściła puszkę, a potem rzuciła się do desperackiej ucieczki. Alicja uśmiechnęła się pod nosem wiedząc, że nikt z mijających ją ludzi nie odważy się zwrócić na to najmniejszej uwagi. Doskonale. Jedno źródło jej dzisiejszej irytacji właśnie się oddaliło. Z cieniem uśmiechu na ustach ruszyła dalej.

Planujesz zastraszyć każdego, kto zakłóca dziś ciszę tego miejsca? – spytał ją utkany z dymu Lis częściowo materializujący się jej na ramieniu.

– Chciałabym, ale ostatnio i tak za mocno nadwyrężyłam cierpliwość Nielekarza.

To dziecko uwierzyło, że jesteś duchem.

Jesteś pewien? – spytała rozglądając się dyskretnie dookoła.

Tak.

W takim razie czuję się rozczarowana. Liczyłam, że weźmie mnie za samą śmierć.

Lis nic na to nie odpowiedział. Rozglądał się dookoła zaciekawiony chaosem, jaki panował w tym uświęconym miejscu. Nagle dotarło do niego, jak wiele czasu minęło, od kiedy był prawdziwym, czczonym przez innych bogiem. W zamyśleniu wspomniał pogrążone w ciemności lasy, rozgwieżdżone niebo, płonące ogniska, zapach krwi przelewanej w jego imieniu i monotonne głosy kapłanów wzywających go, przy przyjął miłościwie ich ofiarę.

– Schronisko! Schronisko! Zbieramy na schronisko! – Męski głos rozbrzmiał donośnie w okolicy.

Utkana z dymu istota zastrzygła uchem.

Jedyne pocieszenie w tym całym szaleństwie jest takie, że dnia pewnego oni wszyscy umrą.

Alicja uśmiechnęła się pod nosem słysząc to wyznanie, ale po chwili przytaknęła. Tak. W tym całym szaleństwie to jedno było przynajmniej pewne.

– …a co wy tu robicie?! – krzyknęła stojąca nieopodal kobieta.

– No na groby przyjechaliśmy! – odpowiedziała jej inna.

– No my też!

– No kto by się spodziewał – mruknęła wiedźma nie kryjąc irytacji.

Świat się zmieniał, a wraz z nim wartości i tradycje. Z Lisem rozumieli to na płaszczyźnie, na jakiej nikt inny w okolicy nie potrafił tego pojąć. W tym pędzącym wszędzie i nigdzie tłumie, Alicja nagle poczuła się jeszcze bardziej samotna. Nim jednak zdążyła skupić się na przeżywaniu tego przykrego uczucia, Lis spytał:

To w jakie zaświaty się wybierasz, że nie będzie tam nikogo, kto wsparłby sprawę żywych?

– Słucham? – powiedziała odruchowo, ale nim jeszcze skończyła wypowiadać to jedno słowo, jej umysł zarejestrował sens usłyszanych dźwięków. – A, no tak. Idę na skraj cmentarza. Tam, gdzie prawie nie ma ludzi.

–  Rozczarowujące, ale też rozsądne. Nie spodziewałem się niczego porywającego, ale trochę mimo wszystko mnie zawiodłaś.

Żadnych wielkich przygód. Nielekarz jest ostatnią osobą, którą chce dziś widzieć.

Mówisz to każdego dnia.

I każdego dnia jest to taką samą prawdą.

Zaśmiał się cicho, choć w jego śmiechu nie było wesołości. Było tylko zmęczenie i melancholia, nic więcej. Umilkł na kilka chwil. Łuna z płonących na niemal każdym grobie świec oświetlała okolicę ukazując w pełni otaczający ich tłum. Tak wielu ludzi, tak mało szacunku.

Dotarli na skaj cmentarza i Lis odkrył, że wiedźma nie kłamała. To miejsce wydawało się wręcz puste w stosunku do reszty, ciemne, niemal zapomniane. Kobieta zatrzymała się, spojrzała przed siebie, a potem ustawiła tak, by trudno ją było zauważyć. Lis przekrzywił łepek z ciekawością przyglądając się Alicji. Czekał obserwując okolicę.

Ludzie odchodzili jeden po drugim, świece płonęły, ale ich światło było słabe i migotliwe. W końcu została już tylko wiedźma i jedna kobieta modląca się nad nijakim grobem. Wtedy dopiero zrozumiał.

To nie był spacer bez celu, prawda?

Owszem – odpowiedziała cicho.

To grób twoich rodziców.

Zgadza się.

Nigdy nie widziałem, byś go wcześniej odwiedzała. Myślałem, że w twojej kulturze zwraca się na to… więcej uwagi.

Uśmiechnęła się słabo słysząc wątpliwości w jego głosie.

– Po co mam tu przychodzić, jeśli ich już tu nie ma? Odeszli dawno temu. To tylko kawałek ziemi, w którym kiedyś złożono ich ciała. Nic dla mnie nie znaczy.

A jednak tu jesteś.

Przytaknęła, ale nie dodała nic więcej. Lis zamachał kitą w zamyśleniu. Żył wystarczająco długo, by wiedzieć, na co zwracając uwagę. Jeśli nie chodziło o sam grób, to odpowiedź była prosta. Chodziło o tą, która nad nim stała.

Rodzina?

Biologicznie? Tak. Emocjonalnie? Nie.

Kłamiesz.

Alicja westchnęła cicho. To wszystko… nie było takie proste i nie była też pewna, czy chce o tym mówić. Lis nie naciskał, czekał cierpliwie. Chyba tylko to zaważyło, że jednak zaczęła mówić.

– Nie pamiętam za wiele poza jednym. Małżeństwo rodziców nie było akceptowane przez resztę rodziny. Byłam za mała, by to zrozumieć, ale dość duża, by zapamiętać, że nigdy nie miałam kontaktu z nikim, poza jedną ciotką.

To ona.

Tak. Po śmierci rodziców, choć sama nigdy nie chciała mieć dzieci, zgodziła się mnie adoptować. Myślę, że naprawdę chciała mnie dobrze wychować, tylko nie miała pojęcia, co ma ze mną zrobić. Na szczęście dla niej rozwiązanie pojawiło się samo i to takie, które nie akceptowało odmowy.

Nielekarz.

Przez te wszystkie lata zastanawiałam się, jak wyprał jej mózg, że mnie wtedy oddała, ale teraz wiem, że to nie było takie trudne. Chciała dla mnie jak najlepiej, a jednocześnie nie chciała mnie wcale. Tyle wystarczyło, by podjęła decyzję, która zmieniła całkowicie moje życie.

Myślisz, że nie ingerował w jej myśli?

Oczywiście, że to zrobił. Ciotka była ostrożną kobietą. Nigdy nie zaufałaby komuś nieznajomemu w tak ważnej kwestii. Mówię tylko, że ta ingerencja wcale nie była tak duża, jak mi się kiedyś wydawało.

Lis przemyślał uważnie usłyszane słowa, po czym zastrzygł uszami i spojrzał w ciemne niebo nad nimi. W mieście tak słabo widać było blask gwiazd. Jak ludzie mogli tak żyć? Potrząsnął łebkiem, po czym spytał:

Masz do niej o to żal?

Alicja spojrzała na niego, po czym przez chwilę milczała wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu oznajmiła:

– Nie. Nielekarz dostałby mnie w taki lub inny sposób. Jej opór lub jego brak niczego realnie nie zmienił.

Zapadła między nimi cisza. Kolejne minuty mijały. Ktoś przyszedł, odpalił świeczkę i poszedł. Ktoś inny pomylił drogę i niepewnie rozglądał się dookoła czytając kolejne nazwiska wyryte na nagrobnych płytach.

Na co czekasz? – spytał w końcu Lis domyślając się odpowiedzi.

– Aż odejdzie – odpowiedziała zgodnie z jego przewidywaniami wiedźma.

Tylko jeden znicz.

Śmierć nie była w stanie kupić moim rodzicom wybaczenia w sercach ich bliskich. Tak. Tylko jeden znicz. Zawsze tylko jeden. Od niej.

W końcu zimno wdarło się pod gruby płaszcz stojącej nad grobem kobiety i zmusiło do odejścia. Pełnym nadziei wzrokiem rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła skrytej w cieniu Alicji. Zrezygnowana wyjęła z torebki niewielką kopertę i położyła na grobie. Raz jeszcze się rozejrzała, a potem odeszła powolnym, niepewnym krokiem.

Nie podejdziesz do niej? – spytał Lis.

– Nie – odpowiedziała wiedźma.

Podeszła do grobu i spojrzała na kopertę zaadresowaną do niej samej. Nie sięgnęła po nią. Zamiast tego wyjęła z kieszeni płaszcza maleńki znicz i odpaliła go stawiając na płycie zaraz obok większego, płonącego od rana.

– Przychodzi coraz wcześniej i zostaje coraz później. Niepotrzebnie – szepnęła prostując się i sięgając po paczkę papierosów.

Wyjęła jednego, odpaliła, zaciągnęła się nim, a potem powolnym krokiem ruszyła w kierunku bocznego wyjścia.

Nie pomodlisz się? – Zdziwił się Lis.

– Po co? – spytała w zamyśleniu. – Przecież już ci mówiłam. Ich tam nie ma.

Ale to nie znaczy, że cię nie usłyszą.

Parsknęła cicho, nim stwierdziła obojętnie:

– Wiem. Ale ja nie chcę, by mnie słyszeli. Lepiej, by o mnie zapomnieli i ruszyli dalej w swoją drogę.

Nie zabierasz koperty?

Nie.

Była zaadresowana do ciebie.

Wiem.

Przyglądał jej się przez chwilę z zaciekawieniem.

Po co tu przyszłaś, wiedźmo?

Zaciągnęła się dymem i przez chwilę trzymała go w płucach, aż w końcu pozwoliła mu z nich uciec mówiąc jednocześnie:

– Na początku to była ciekawość. Potem żal i próba opłakania wszystkiego, co zostało mi odebrane. Jeszcze później poczucie obowiązku.

A teraz?

Sama nie wiem. Nie planowałam tu przyjść, a jednak…

Przytaknął nic nie dodając. Gdy opuścili cmentarz pozwolił, by pierwszy podmuch wiatru rozwiał dym, z którego utkał swoją tymczasową postać. Alicja nie zwróciła na to najmniejszej uwagi zbyt pochłonięta własnymi myślami. Ani na to, ani na słowa, które do niej powiedział:

Przyszłaś tu, bo przeczuwasz prawdę. Przykro mi Alicjo, ale twoja historia powoli dobiega końca.

Koszalin, 10.2021 r.