Pierrot nie ma czasu na bzdury, ale z Al nic nigdy nie może być proste.
Od Autorki
Pierrot i księżyc
Pierrot stał oparty o własne wahadło. Wpatrywał się w lekko pomarańczowy księżyc wiszący nisko nad nowym światem. Święci z Drugiej Strony nie opuszczali nigdy swojego domu, ale nikt też nie zabronił im otwierać portali i spoglądać przez nie tam, dokąd udać się nie mogli.
– Na co patrzysz? – spytał podchodząc Al.
Pierrot westchnął ciężko słysząc ten melodyjny głos. Nie miał ochoty na rozmowę z czarnowłosym mężczyzną, ale wiedział też, że to nie ma znaczenia. Jeśli Al chciał porozmawiać, to nie było ucieczki od tej rozmowy. Ten idiota nigdy nie wiedział, kiedy jego towarzystwo nie jest pożądane. To właśnie dlatego odpowiedział mu zdawkowo:
– Na księżyc.
– Słabo go widać przez te chmury, ale czy mi się wydaje, czy dziś jest lekko pomarańczowy?
Przywódca Drugiej Strony westchnął po raz drugi, a potem milczał, jak zaklęty. Może jednak jego towarzysz pojmie niemą prośbę i da mu spokój? Nigdy nie zaszkodzi spróbować, prawda? Cisza przeciągała się, ale natarczywe spojrzenie Al wcale nie ustawało. Zawsze to samo.
– Masz całkowitą rację – warknął zirytowany.
Al pokiwał głową, po czym dodał:
– Szkoda, że to nie pełnia. Wyglądałoby to dużo ciekawiej. Wielka tarcza obleczona pomarańczową poświatą wpadającą delikatnie nawet w odcień czerwieni, wisząca nisko na nieboskłonie, wyzierająca spomiędzy kłębiących się chmur. Stojące w miejscu powietrze, nienaturalna cisza, mrok dookoła. Piękne w swym dorabianym na siłę mistycyzmie, nie uważasz?
I znów ten wzrok. Wzrok, który gdyby tylko był człowiekiem, wciskałby ci się do domu kominem i kanalizacją, byle tylko móc cię zaczepić, poszturchać, zmusić do reakcji. Wzrok, który po opuszczeniu oka stawał się wręcz posiadającym samoświadomość bytem, któremu należałoby nadać własne imię, a potem pozwolić iść w swoją stronę. Niehumanitarna taktyka zmuszania innych do podtrzymania rozmowy. Zdaniem Pierrota nieetyczna, choć wyjątkowo skuteczna.
– Tak. Pewnie tak – syknął.
Zamknął portal licząc, że w ten sposób zakończy tę całą bezsensowną konwersację, ale z Al nic nigdy nie było takie proste.
– Jeśli ktoś spytałby mnie o zdanie, to najpiękniejszy księżyc można zobaczyć zawsze w ogrodzie Lucyfera. Właściwie to nie powinno nikogo dziwić. Jego umiłowanie harmonii i piękna mogło zaowocować tylko produktem najwyższej jakości.
– O nic nie pytałem. – Wycedził przez zęby Pierrot.
– Wiem. Wiem też, że byś nie spytał, dlatego sam ci to powiedziałem.
Pierrot nie wytrzymał wreszcie, odwrócił się błyskawicznie łapiąc za wielkie wahadło i zadając cios jego ostrym, jak brzytwa, końcem. Czarnowłosy mężczyzna zdołał jednak, bez większego problemu, wykonać unik. Przywódca Drugiej Strony wiedział, że w starciu ze swoim rozmówcą nie ma najmniejszych szans, jednak nie powstrzymało go to przed wyprowadzeniem kolejnych ciosów. Jeden po drugim, aż do utraty tchu. To były sekundy. Dwumetrowe wahadło wirowało, jego przypominające sierp księżyca ostrze rozmywało się tnąc powietrze raz za razem. Żaden cios nie był w stanie choćby dosięgnąć drugiego mężczyzny. Sukinsyn bawił się wspaniale unikając każdego ataku, jakby tańczył z Pierrotem do niesłyszalnej dla innych muzyki. Dłonie ukryte w kieszeniach spodni, szeroki uśmiech na twarzy. Zupełnie, jakby to była dla niego tylko gra. Jakby droczył się z dzieckiem, a nie walczył o życie w starciu z dawnym wojownikiem Nieba. Co gorsza, widać było wyraźnie, że on to naprawdę uwielbia. Uwielbia balansować na krawędzi, wykonywać minimalistyczne ruchy, doprowadzać przeciwnika do dzikiej furii świadomością, że od pewnej wygranej dzieliły go marne milimetry. Pierrot wiedział o tym, dlatego szybko wytracił cały swój impet i pozwolił broni spocząć na ramieniu.
– Po co tu przyszedłeś? – spytał nie wykazując nawet najmniejszych oznak zmęczenia.
– A czy muszę mieć powód, by chcieć porozmawiać z przyjacielem? – odpowiedział pytaniem na pytanie Al.
Twarz Pierrota nawet nie drgnęła. Energia, jaka płynęła w jego ciele, też nie zdradziła żadnej zmiany nastroju. Czarnowłosy mężczyzna przyglądał się temu z uśmiechem.
– Marnujesz mój czas – warknął po chwili Przywódca Drugiej Strony, a wypowiadając te słowa pozwolił jednocześnie, by jego wyjątkowa broń rozpłynęła się w powietrzu.
– To dość dziwne, słyszeć takie wyznanie z twoich ust, gdy wie się, że czas liczony na trzy płynie inaczej i…
Pierrot odszedł. Rozpłynął się, jak i jego wahadło. Bez słowa, bez choćby najmniejszego gestu pożegnania, lub sygnału, że dla niego rozmowa dobiegła końca.
– Jakże nieuprzejmie – westchnął Al.
Odwrócił się na pięcie, gestem prawej dłoni rozciął powłokę czasoprzestrzeni otwierając portal, a potem do niego wchodząc. Nim jednak wrota się zamknęły, szepnął wiedząc, że Pierrot wciąż go uważnie obserwuje i słucha:
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że księżyc w pełni stał się symbolem Drugiej Strony. Blada tarcza pozbawiona uczuć, przynosząca strach i śmierć, oświetlająca drogę tym, którzy sami wymierzają sprawiedliwość. Tylko tyle przyjacielu.
Po tych słowach roześmiał się cicho, po czym odszedł wiedząc, że żadnej odpowiedzi się już i tak nie doczeka.
luty 2014 – sierpień 2020 r., Koszalin
